Ale żeby było po kolei: uniwersalizacja problemu inności już od jakiegoś czasu mnie wkurza, działają na nerwy powielane schematy. Przeszliśmy już przez etap pt. Pedał-też-człowiek, i do diabła, ja mam dość wykładania, że gej to Żyd, Żyd to niepełnosprawny, niepełnosprawny to imigrant, imigrant to lesbijka, lesbijka to biseksualistka w związku homo, biseksualistka w związku homo to biseksualistka w związku hetero, itp., itd, i że generalnie wszyscy jesteśmy tacy sami, panie, pokochaj Odmieńca! Przecież każda inność implikuje inne problemy, gdzie indziej dotyka, gdzie indziej działa i boli. Można połączyć wiele indywidualnych doświadczeń pod jeden zbiór, ale ja mam dość jednego zbioru, totalnego, który kładzie nacisk na samo bycie wykluczonym, a nie specyfikę tegoż. Bo o byciu wykluczonym to my już wszystko wiemy, poza tym ta metodę łatwo sprowadzić do absurdu i banału. Dlatego pora pomacać te problemy z tożsamością z innej strony. Tzn. nie twierdzę, że nikt tego nie robi, no choćby wspominany wcześniej Xavier Dolan to czuje i przedstawia, jak ktoś widział Wyśnione miłości i kojarzy scenę, gdzie za podkład muzyczny robi uwertura do wagnerowskiego Parsifala, to wie, o czym mówię. Ale wciąż, mam wrażenie, jest tego mało. Niebieski klocek, różowy klocek, co za różnica w dziesiątkach tanich melodramatów?
No ale wracając do Mine Vaganti: najfajniejsze są sceny, w których to homoseksualności nie da się wymienić. Matka przeglądająca rzeczy syna w poszukiwaniu świadectw jego gejozy. Kontekst dziedziczenia, z którym homoseksualizm, choćby śluby i adopcje, wciąż się gdzieś kulturowo kłóci, bo konstrukt czy coś. I sama specyfika odmienności, która pojawia się w rodzinie tak po prostu, niewidzialna, jak diabeł w pudełku. Odmienność, którą jakoś trzeba zwerbalizować, jakoś wytłumaczyć, wyjaśnić, skonkretyzować. Czarnoskórą partnerkę można przedstawić jako współlokatorkę. Niepewność pomiędzy niewidzialnością a gejdarem, który brzęczy między uszami albo przy mostku, łatwo wykorzystać.
Prawda czy śmierć?
Niezły film, niewolny od stereotypów, gdzieś tam wyidealizowany i upudrowany, no ale coś po sobie zostawia, a o to przecież chodzi.
Podpisuję się pod tą recką, wszystkimi pięcioma kończynami.
OdpowiedzUsuń