A teraz mała prezentacja. Nie będę oryginalna, zaczynając od zapowiadanego genderowego ojejku, jejku,
czyli Dakoty Blue Richards, czyli tej dziewczynki, która miała szczęście i nieszczęście wystąpić w dwóch adaptacjach książek, które uważam za kluczowe dla mojej literackiej lub/i światopoglądowej edukacji. Złoty kompas to oczywiście koszmarna szmira; genialne (!) Mroczne materie, współcześnie oświeceniowe fantasy, bez których prawdopodobnie nie byłabym tu gdzie jestem, przerobiono na efekciarską pulpę dla amatorów tej oto marki:
Szczęście panny Blue Richards jest takie, że aktorsko (a był to jej debiut), naprawdę dawała radę, ocalając resztki paskudnego charakteru głównej bohaterki trylogii, czyli popieprzonej, niepoprawnej, namolnej i oślo upartej Lyry, przy której Harry "I dunno" Potter wydaje się najbardziej przezroczystym siusiaczkiem literackiego wszechświata.
Gwoli przypomnienia, tak wyglądała panna Blue Richards w filmie Złoty kompas:
Drugą ze wspomnianych ekranizacji jest Tajemnica rajskiego wzgórza, którą tknęłam przez przymrużone powieki i tylko dla wspomnianej już Nataschy. Tajemnicę wspominam jako pierwszą książkę, która wkręciła mnie opisami i pięknem detalu, fabułę i jej tajemnice pozostawiając dopiero na drugi oddech. To jedna z ulubionych książek J. K. Rowling i podejrzewam, że mogłybyśmy się tutaj naprawdę fajnie dogadać.
Ale wracajmy do Skins drugim zdjęciem
które mnie rozczuliło totalnie, jako że w Skins póki co żadnego metalowca nie było, a ktoś, kto był metalowcem przez przynajmniej cztery lata, nie może się nie wzruszyć, patrząc na innego małego metalowca.
I jeszcze tyczka z rudymi włosami (lubię prawie wszystko, co rude, trzyma mnie ta Arielka że chuj):
A do tego całkiem intrygujące dossier postaci - co prawda istnieje niepisana zasada, że dossier postaci Skins zawsze ma się nijak do konstrukcji scenariuszowych, ale dla czubka takiego jak ja wrzucenie do formularzy Burroughsa, Lyncha, Carpentera, van Santa, Miyazakiego, Burtona, Herzoga, Dzikich stworów, Pozwól mi wejść i wreszcie, kurde i ojejku, Blade Runnera w jednej linijce z Martwicą mózgu, to atrakcja, i to taka, której chyba grzechem byłoby się wstydzić.
Więc CZEKAM, kurde, CZEKAM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz