10 lutego 2011

W Muzeum Tolerancji

Pani Marta Konarzewska ma najwidoczniej pecha. Założyłam tego bloga, aby magazynować tu swoje okołotęczowe ALE, które w przeciwnym razie, zgodnie z zasadami kultury oralnej powtarzane do usranej śmierci krewnym i znajomym Królika, przyczyniłoby się do powolnej (?) alienacji mnie z tak przyjaznego przecież i wyrozumiałego środowiska. To raz. Dwa, mam kilka rachunków do zapłacenia, to znaczy tekstów do napisania, które obiecałam już dawno temu kilku osobom, a które wciąż się ociągają (teksty, nie osoby). Jeden z nich, ten związany z moją wyrafinowaną ksywą (patrz w prawo), miał się zaczynać cytatem z artykułu pani Marty Konarzewskiej, z którym miałam się zgodzić, i to tak na całego, ojejku jej, co za synchro. No ale ja się opierdalałam, a pani Konarzewska nie, co owocuje tym właśnie postem: ja przyklejona do reanimowanego laptopa, pani Konarzewska w tvnowskiej Uwadze, i żadnej synchronizacji, tylko moje ALE, ALE, ALE..., które zaraz przejdzie w przedłużone NIEEE.

Tu analizowany materiał: tekścior zwany treścią i film zwany wideo.

Zajawka jest taka, że Lubiana przez uczniów i ceniona za pedagogiczny talent młoda polonistka zrezygnowała z pracy w liceum, bo jej koledzy nauczyciele nie mogli znieść tego, że jest lesbijką. – W pokoju nauczycielskim odwracano się od mnie – mówi Marta Konarzewska.

Ale po kolei.

Jeśli ktoś nie czytał, to tutaj tekst Konarzewskiej z lipca. Bardzo ważny. I bardzo dobry w opisaniu schizofrenicznej szkolnej rzeczywistości - nie tylko, że homofobia, ale w ogóle inność, układy i zależności, hierarchie, walka o autorytet, wszystko pokryte warstwą pedagogicznej papki. A tutaj afera kocia, późniejsza, która zrobiła mi niezłe wtf. Tyle wystarczy.

Teraz o TVN.

Kilka miesięcy temu Marta Konarzewska zdecydowała się otwarcie powiedzieć, że jest... lesbijką. Niestety, po tej deklaracji nie pozostało jej nic innego jak... zmienić pracę.

Zaczyna się więc hardkorowo: nauczycielka robi coming out i z tego powodu musi się wynieść z miejsca pracy. To nie jest zdanie, nad którym ktoś, kto sam zaznał homofobii w jakiejkolwiek formie (i innych pokrewnych wykluczeń), musi się długo zastanawiać. Homofobia jest perfidna, niewidzialna, wykorzystuje szepty i milczenie, rzadko przechodzi w krzyk. Homofobia żeruje na komunikacyjnych dziurach, żywi się lękiem. Pasożyt refleksji, przekształcający interpretacje w nowotwór z przerzutami. Wiemy to, czujemy, i dlatego to zdanie wydaje nam się niewarte uwagi: powiedziała, że jest lesbą, więc wyleciała. Ale przecież: jak powiedziała? gdzie powiedziała? I tu zaczynają się schody. Szkoła nie chce z TVN gadać, i ja się nie dziwię. Nie po kociej aferze. Ale w reportażu zieje wielka czarna dziura. Bo nikt nawet nie pyta, czemu się wkurwili. Akcent zostaje położony na orientacji Konarzewskiej, a nie jej coming-oucie. A to są dwie oddzielne rzeczy.

To znaczy tak: ja nie chcę szkoły bronić. Nie mam zielonego pojęcia o IX Liceum w Łodzi, w samej Łodzi byłam dwa razy w życiu, trzy tygodnie w szpitalu dziecięcym, miałam sześć czy siedem lat. Koniec. I przeszłam przez ten nasz polski system edukacyjny, wiadomo: nie ufam (kto mnie zna, wie, jak bardzo). Ale odejście ze szkoły za BYCIE lesbijką - to jest radykalna teza. Raz, Marta Konarzewska nie musiała wiertarką robić dziury w drzwiach szafy, bo przecież działała, pokazywała się (patrz książka Graff, jeśli już się trzymamy Uwagi), pisała. To nie jest sytuacja typu społeczność dwa i pół tysiąca, wiejska podstawówka, każdy zna każdego, o wpływy walczą ksiądz proboszcz i żona byłego pierwszego sekretarza (od dwudziestu lat zajmująca lożę pod amboną), sensacja goni sensację, pedały nie u nas, tylko w mieście, TYLKO W MIEŚCIE, POWTARZAM. Dwa, czyli forma coming outu aka szkoła na widelcu, a konkretnie w najważniejszym polskim dzienniku, nie poraz pierwszy zresztą. Cytuję: Kiedy dyrekcja szkoły chciała ukarać dwie uczennice za opublikowanie na blogu zdjęć - zdaniem szkoły "propagujących homoseksualizm" - nauczycielka wstawiła się za nimi i nagłośniła sprawę w mediach. "Pamiętam taką strasznie nieprzyjemną sytuację, dzień po ogłoszeniu tego pierwszego artykułu o dziewczynach, kiedy weszłam do pokoju nauczycielskiego i ludzie się po prostu odwrócili, dosłownie. To jest już groteska". No kurwa, jest, ale nie tylko tam, gdzie pokazuje telewizja. Oceniając to, co możemy wyczytać z Wyborczej, to tak, szkoła zrobiła coś absurdalnego. Nie kwestionuję, że taka sytuacja mogła mieć miejsce (spotkałam się z gorszymi). No ale musimy rozdzielić pewne sprawy. Raz, katastrofalną prawdopodobnie decyzję dyrekcji. Dwa, miejsce homoerotyki w całej aferze; nagłówki nie wspominają o pro-anie, od czego się miało zacząć, teksty ledwo się po tej anoreksji prześlizgują. Trzy, sprawy szkolne versus Gazeta Wyborcza. Nie przedostatnia strona lokalnej, nie plota na forum łódzkim (pewnie mają coś takiego; nie życzę nikomu bycia bohaterem flejmu w takim miejscu): artykuł w najważniejszym polskim dzienniku. Najważniejszym i mega-opiniotwórczym. Pan z TVNu o "nagłośnieniu sprawy w mediach" mówi jak bohaterowie Tarantino o zabijaniu, czyli jak o jedzeniu lodów. Nie no, sorry - bieganie z takim syfem do Wyborczej to nie jest codzienność. Pozwolę sobie tego teraz głębiej nie analizować - ale bez względu na to, czy uznamy awanturę z dziewczynami za słuszną, co w niej będziemy popierać, a co odrzucimy (opcji jest cała masa), widać jak na dłoni, że Konarzewska w chwili opublikowania Jestem nauczycielką i jestem lesbijką miała już z ciałem pedagogicznym na pieńku. Proste wynikanie - coming out prowadzi do ostracyzmu, więc odchodzę - staje pod znakiem zapytania.

Jak było/jest naprawdę, nigdy się nie dowiemy, zresztą to pytanie o naprawdę wydaje mi się strasznie naiwne. Ale bije po oczach brak próby dystansu, druga strona jako zbieranina czarnych charakterów z zamazanymi twarzami, brak pytań. A tu jest gdzie wiercić. Marta Konarzewska mówi o homofobii w białych rękawiczkach - i słusznie. Ale w wydaniu Wyborczej, a teraz TVNu, sprawa kończy się na jesteś-nie jesteś, mówisz-nie mówisz, chcą-nie chcą. A przecież tu rusza lawina dylematów spod znaku publiczne/prywatne. Gdzie media, gdzie życie. Czym jest coming out. Jak dorastać - i w ogóle żyć - w sieci domysłów i intuicji. Wrzask versus metoda małych kroczków. I: jeśli krzyczeć, to jak? (No, wiem, że to śmierdzi amerykańską kablówką).

Flaki mi się kurczą na hasło homopropaganda. Hasło, które znaczy na ogół tyle, co słynne obnoszenie się, dla wtajemniczonych: prawda. Ale potem robi się jakaś afera z sikaniem na kartkówki - i ręce opadają. Wóz zaczyna się rozpędzać. A ja mam wrażenie, że ktoś wpada w pułapkę: prajdu z jednej strony, współczucia z drugiej. Argument równi pochyłej jest złym argumentem, ale argument, że takie historie "chwytają" w tzw. "prawicowej" retoryce, to chyba już banał. Ale banał, na który warto zwrócić uwagę, by się nie zachłysnąć (i prajdem, i współczuciem). Wulgaryzowanie problemu, te wszystkie nie może uczyć, bo powiedziała, że jest les, może nas kiedyś postawić w nieciekawej sytuacji typu


a przecież nie możemy sobie na to pozwolić.

Tendencyjność jest bleh, nawet, jeśli robi nam dobrze.

7 komentarzy:

  1. Bardzo mi się ten wpis podoba. Zdecydowanie w tej całej historii brakuje głosu drugiej strony. Dla mnie najgorszą rzeczą w tej całej historii są te wszystkie wątpliwości wokół autentyczności homofobicznej aury w szkole Marty. Bo o ile sama homofobia w szkołach jest rzeczą oczywistą, o tyle w tej historii jest tyle luk i wątpliwości, że przez nie ginie to, co miało być chyba najważniejsze, czyli właśnie owa schizofreniczna szkolna rzeczywistość, o której piszesz.

    Z innej bajki - czy naprawdę ten blog musi być oznaczony jako "dla dorosłych"? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dzien dobry.

    droga VG, przejabalas. teraz bedziesz wytykana palcami wszedzie, gdzie sie pojawisz, bo osmielilas sie napisac krytyczny tekst.
    yey!
    kulturoznawcze podejscie wali po galach. I DOBRZE. od 5 lat slysze 'relatywizm' i chuj, za przeproszeniem, nie widze go nigdzie. chyba ze gadam z lustrem.
    frakcjo krytyczna - ja sie chetnie przylacze. ach!

    @ewa: moze chodzi o to, ze trzeba miec pewien umyslowy skill, zeby pokminic co kolezanka tu pisze, co moze byc czasem utozsamiane z dorosloscia/dojrzaloscia ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. zaczerwieniłam się po czubki uszu:)

    pytań trudno nie mieć.. przeraził mnie ten pan od komentarza "kiedy nauczycielka nagłośniła sprawę w mediach". jak gdyby nic. a przecież tam były twarze, imiona, numer szkoły. i obok - dużymi literami homo i małymi, że anoreksja. w "gazecie wyborczej". w epoce naszej-klasy. a oni lecą dalej, ojejku, #homofobia. itd.

    z tym dla dorosłych, to nie wiedziałam, co mi grozi za brzydkie słowa i ładne zdjęcia bez zaznaczenia tej opcji - więc zaznaczyłam i tak zostało :)

    robię mały edit, bo pro-ana a nie pro-ano, plus dwa linki.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ pa, bazyli! ("trzeba miec pewien umyslowy skill, zeby pokminic co kolezanka tu pisze")

    eee tam, toż to kokieteria i trzepotanie rzęsami; taki tryb: jestem miłą i grzeczną dziewczyną, więc jak złapie mnie wkurw i muszę potupać nóżką, to ostrzegam towarzystwo, co by wiedziało, na co się pisze

    @VN ("pro-ana a nie pro-ano")
    jak już sobie tak jedziemy po bandzie... masz odpowiedź, czemu to, czego czepiała się dyrekcja (anoreksja) zostało przerobione na homoseksualizm. pro-anA a nie pro-anO, bo na różnych blogach "motylków" ANA funkcjonuje i jest opisywana jako ona, najlepsza, najbliższa przyjaciółka, moja ana. homoerotyzm zdjęć nie polegał na przedstawieniu dwóch dziewczyn, ale na ograniu związku miedzy dziewczyną a aną (i to, ekhem, ściśle fizycznego).voila!

    czekam na dalsze części, na bardziej merytoryczne komentarze w moim wydaniu musisz poczekać, aż wyparuje mi z głowy alkohol ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. przekopałam się przez forum wyborczej i kobiety-kobietom, rozpacz: dyrektorka szmata, pielęgniarka szmata, polski ciemnogród vs psujecie nam młodzież, orientacja seksualna, lesbijki, erotyka, lesbijki, ładne zdjęcia, brzydkie zdjęcia, wolno, nie wolno, do wyboru, do koloru. uwag o pro-ano jak na lekarstwo, przy czym kiedy takowa się pojawia, od razu włącza się opcja podejrzliwość: a skąd wiesz, a czemu, to nie można być szczupłym? (szczupłym...??), czy nie wyciągasz zbyt daleko idących wniosków z głupiej wstążeczki na nadgarstku...? co, anoreksja była pierwsza? ano, rzeczywiście, ale co tam, pewnie sobie zaplanowali przykrywkę na homofobię... (!! - to z kobietykobietom chyba, albo z innej strony, zamknęłam okna niestety i nie chce mi się drugi raz kopać)

    nie czytałam bardzo uważnie (szukałam głównie linków - niestety, nie udało mi się odszukać adresu bloga jednej z dziewczyn, jeśli ta strona istnieje i ktoś ma adres, byłabym wdzięczna), tak słowo w słowo, ale kwestia tego, że prywatna i dosyć delikatna (i pokrętna!) sprawa wylądowała w wyborczej, w ogóle się chyba nie pojawiło.

    tak nawiasem, to co pisze Joanna o Anie-przyjaciółce jest strasznie interesujące - pisanie o odchudzaniu prawie jak o dziewczynie ("jestem z nią od pięciu miesięcy...", "moja Ana daje mi szczęście..."). u mnie ciary.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ładne. Będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń