24 lutego 2012

Mój mózg post-katolicki

domaga się, oprócz odpowiedniej ilości włoskiej grozy, katolickiego glamouru. Czyli obłędnie dopieszczonych obrazków z muzeum, w którym knuje się wielce skomplikowane intrygi i szuka ekstazy w cieniu ociekających złotem krzyży i z błogosławieństwem na ustach. Neil Jordan w pierwszym sezonie Borgiów nie sprostał do końca moim oczekiwaniom fabularno-ideologicznym - ale wszystko wskazuje na to, że pierwszy sezon (wciąż ciekawy i tapetujący mi mózg pięknymi świętokradztwami) był jedynie poligonem doświadczalnym. A w każdym razie kampania promocyjna perfidnego Showtime obiecuje pierwszoplanowy wątek kobiecej przebiegłości (w cieniu ociekających złotem krzyży)



z motywem zdradzieckiego żyrandola



- a czemu żyrandole są zdradzieckie, wiemy wszyscy:



(i tak, oczywiście, mam bzika na punkcie Whitney).

Niech tylko karnawał wygra ze łzami i historią!

2 komentarze: