23 września 2011

Almodóvar w niebezpieczeństwie!



Byłam wczoraj drugi raz, film jest wspaniały i tak szybko się go nie pozbędę. To jednak nie był dwugodzinny romans bez konsekwencji, jak wydawało mi się zaraz po Nowych Horyzontach (przy całym zachwycie i och-achach).
Ale. Wchodzę wczoraj w nocy na inną-stronę - czasami pojawia się tam coś ciekawego. Mam szczęście, bo się pojawiło. Tekst Jej Perfekcyjności o Skórze, w której żyję. Ze spoilerem. W tytule.
KURWA, W TYTULE. Na głównej stronie. Tak, tym spoilerem.
Tekst na dodatek okazuje się tak oderwany od filmu, że głowa pęka.
(Uwaga: po napisaniu poniższej notki weszłam na portal - dokonano korekty tytułu i podtytułu, które są nadal spoilerem, ale delikatniejszym; pierwsza część mojego wpisu nie jest więc jeszcze o Historii).
I tak jak radosne hejterzenie pozostawiam na ogół dowcipniejszym od siebie (patrz taki navaira), tak tutaj nie mogę sobie odmówić tej przyjemności.
Pod więcej, rzecz jasna, zostanie zdradzona spora część fabuły filmu Pedro Almodovara Skóra w której żyję, łącznie z główną przewrotką i zakończeniem, jak również los Bruce'a Willisa w znanym horrorze Szósty zmysł.

22 września 2011

Twarze bez oczu

z filmu



czyli takie oto makabryczne obrazki:









Moje reakcje na stare horrory to raczej rosyjska ruletka, potrafię zasnąć na klasyku, by potem podjarać się jakąś kaszanką, w której prostytutki i lesbijki krwawią zupą pomidorową (mniam). Klasyk Georges'a Franju nie miał u mnie szczęścia, nie wywołał pożądanego efektu (mrowienia w szczęce), ale trudno spisać go na straty. Patrz wyżej, to raz. Frajdę daje też oglądanie filmu w kontekście Skóry, w której żyję: mam wrażenie, że Oczu jest w najnowszym Almodovarze niewiele mniej niż Tarantuli Jonqueta. To dwa. No i ja lubię horrory piłujące w kółko jeden-dwa motywy muzyczne. To trzy.Link

20 września 2011

Paprotka PiSu,

kandydatka Magdalena Żuraw, zwróciła na siebie uwagę Wysokich obcasów. Wzruszyłabym ramionami, odporna na bucerę Prawdziwych Kobiet, gdyby nie fakt, że pośród swoich ideologicznych koleżanek Żuraw wyróżnia się w swojej publicystyce wyjątkową pomysłowością, wyrafinowaną metaforą i błyskotliwymi skojarzeniami, którym naprawdę warto poświęcić trochę uwagi - o ósmej rano, przy porannej kawie, rozgrzewają lepiej niż pudelek w kozaczkach.

Pani Żuraw to ta na motorze w
LWord-like plakacie PiSu:


A teraz mały, skromny wybór Refleksji:

Z
Jestem twoją najlepszą przyjaciółką:

Jakże cudownie mieć u swego boku inteligentniejszego i bardziej światłego mężczyznę, który pozwala nam odkrywać niezgłębione jeszcze tajemnice tej rzeczywistości. Który mówi nam, że wilk przebrany za babcię nie jest babcią i nie możemy przy całej dobroci naszego serca nieść jej w takiej sytuacji koszyczka z jedzeniem. Który nas chroni i uczy. Mądry, wartościowy mężczyzna jest chlubą kobiety.
Geje ponoć są najlepszymi przyjaciółmi płci pięknej. Kobiety posiadające w otoczeniu geja o bardzo cieplutkim i czułym serduszku, obierają go sobie na powiernika swoich najskrytszym tajemnic. Przyjaciel gej sprawdza się najlepiej gdy powierzane mu tajemnice dotyczą pożycia z mężczyzną nie-gejem (czyli po prostu – z mężczyzną). Gdyby on był tak czuły jak ty westchnie kobieta, dodając zaraz: gdybym mogła z nim rozmawiać tak jak z tobą..., dochodząc wreszcie do finalnego: gdyby on był taki jak ty... i posiada tu przynajmniej trzy wizje zamykające gdybanie. Ale, ale, jedna chwilka. Panie te pomijają zabawną drobnostkę: gdyby ich mężczyzna był „taki jak ty” – czyli gejem – sączyłby piwo wysłuchując o innym złym, bezwzględnym, nieczułym brutalu, który nie potrafi się domyślić najprostszych rzeczy i nie ma bladego pojęcia o miłości.
Czy faktycznie? Czy o miłości większe ma pojęcie homoś nazywający się „księżniczką”? Czy my, kobiety, chcemy przejść przez życie z mydłkowatym panem z łezką w oku miast szabli u boku? Chcemy być kochane przez słodkie i głupiutkie rybki, kotki, żabki, czy przez rycerzy na karych rumakach, którzy olśnią nas nie tylko zbroją ale i intelektem? I wreszcie – czy wolimy związać nasz los z peplającą babskie bzdury infantylną kukiełką przypominającą mężczyznę, czy z mężczyzną takim, jakim jest naprawdę (dziś raczej – jakim powinien być)?

Z Ach, te kompleksy:

Stąd pytanie kierowane do dzisiejszych pań w spodniach: dlaczego paroletnia dziewczynka boi, brzydzi się i nie rozumie, jak w ogóle można nawlec białego robaka na haczyk, i złowioną przez tatę rybę wypuszcza z powrotem do wody podczas gdy jej rówieśnik wykopuje glisty, z dziką satysfakcją przebija je haczykiem w dwóch miejscach a złowioną rybą wali o kamień, obcina jej głowę, rozpruwa brzuch, patroszy i jeszcze bawi się pęcherzykiem? Dlaczego chłopcy a nie dziewczynki wspinają się na drzewo żeby wykraść i zniszczyć jaja jakiegoś ptaka i dlaczego dziewczynki a nie chłopcy zakopują zdechłe ptaszki i ukwiecają ich groby?
Z Obślizgłego piękna:
W przyrodzie to, co szpetne, jest przed nami ukryte. Powiedzmy mająca ludzkie oczy Żabnica lub Psychrolutes marcidus; albo taka Anoplogaster cornuta, strasząca budową ciała, czy też Topornica przypominająca pogańskie maski bożków - wszystkie kryją się przed nami w głębinach. Nawet niezbyt urokliwy Palczak madagaskarski (coś pomiędzy kotem, nietoperzem a szynszylą), ukrywa się w liściach drzew Madagaskaru. (...)
I tak: proces się odwrócił. Szpetne zboczenie nie jest ukrywane przed światem, nie jest też ujawniane ku wyplenieniu. Wywleka się je, z dumą przekonując, że tak naprawdę posiadanie go czyni nas oryginalniejszymi i,Link ba, wartościowszymi od ludzi podobnych zboczeń nie posiadających. Więc mamy, co mamy. Na co żeśmy zezwolili. Jednak o ile, dajmy na to, do kampani na rzecz akceptacji owych zboczeń, parad mierności i wypaczeń dopuszczamy brakiem sprzeciwu, o tyle powinniśmy podnieść krzyk na bluźnierstwa i gorszenie maluczkich. A tymczasem...
Z Kobieta o kobietach, czyli gdzie diabeł nie może... (aka Szarańcza):

W naszych czasach nie przyznajemy się głośno do Boga, a wszystko, co w sposób nawet pośredni się z Nim łączy, jest niepoprawne politycznie. Więc cóż feministce po Fatimie, Gietrzwałdzie? Cóż po św. Faustynie, św. Brygidzie, św. Katarzynie ze Sieny? Matkę Teresę jeszcze można „uznać”, bo była „normalna”, nie plotła trzy po trzy o jakiś wizjach z Chrystusem, a pomagała chorym i potrzebującym… Dalej: postawa (trzynastoletniej wówczas!) św. Jadwigi królowej, która poświęciła miłość do Wilhelma Habsburga, dla małżeństwa z o wiele starszym Władysławem Jagiełłą, by dopomóc w chrzcie Litwy, jest dziś dla kobiet niezrozumiała.

I, tym razem poważnie, groza, groza, groza, czyli Po szóste, nie cudzołóż:

Sakineh Mohammadie Ashtiani, Iranka skazana przez rodzimy sąd na ukamienowanie, stała się w ostatnich miesiącach ikoną walki o prawa kobiety. Jednak państwo, nakładające w świetle prawa kary na osobę, która dopuściła się konkretnego przestępstwa, podpadającego pod konkretny paragraf, jest państwem zdrowym, a przede wszystkim suwerennym. Państwo, które pod naciskiem opinii publicznej zawiesza wykonywanie wyroków, suwerenne nie jest.

Link
Jezu Chryste.

14 września 2011

Film grozy

nie ukazuje naszych lęków, ale najbardziej mroczną stronę każdego z nas, coś głęboko ludzkiego. Ponadto traktuje ludzkie ciało jako tworzywo, ale czyni to nieomal w perspektywie surrealistycznej: ciało jest rozcinane na kawałki, deformowane, taki jest nastrój filmu, wszystko może się zdarzyć - to bardzo interesujące. Jest to poza tym gatunek bardzo otwarty, w tym również na humor, dopuszcza przesadę, co także mi odpowiada.

To znowu Pedro (Almodovar. Rozmowy, wyd. Świat Literacki, Izabelin 2003), znowu radosne wujaszku! z mojej strony. Ekscytacja nie znika, bardzo chcę porozmawiać na temat tego filmu, a już na pewno z dwiema konkretnymi osobami (Ninio, jakie są twoje plany poniedziałkowo-wieczorne?), są filmy, o których rozmawiać nie potrafię, i są takie, o których rozmawiać trzeba, na tym polega zabawa.



Louise Bourgeoise,
Femme-Maison

Widzę Skórę jako żart z widza - refleksje są, jak już pisałam, raczej cierpkie. Ale na innej płaszczyźnie jest to także dowcip, mam wrażenie, "środowiskowy": chciałabym już porozmawiać z ludźmi, którzy ciała doświadczają w sposób pokrewny bohaterom almodovarowskim. Poczynając od unieruchomienia po (nie)subtelności płci (same problemy z tym pięknem).

I tu jeszcze raz wyleję żale, nie tylko na recenzentów (Wojtek Kałużyński w Przekroju), ale i samych dystrybutorów (nie wiem, na ile Gutek ma wpływ na postać zwiastunów, ten który widziałam jest międzynarodowy), którzy bez żadnego przepraszam opowiadają niemal cały film, nie troszcząc się o widza. Pierdolić takie materiały promocyjne, serio, i to w przypadku filmu, który jest tak pełen ładnych, enigmatycznych obrazków, że można by bez problemu obyć się bez tych kilku, które pozbawiają cię ścigania ze scenarzystą na pomysły. Może powrót do zasady, że wystarczy piękna kobieta, przystojny facet i przemoc, nie byłby taki zły.

PS. Stopklatka nie mogła się powstrzymać od przypierdolenia spojlerem na stronie filmu w swojej bazie. Takim miejscu, gdzie ludzie wchodzą, aby obczaić nazwiska aktorów i datę premiery. Tytuł recenzji p. Anny Bielak sugeruje równie dużo; jak dobrze, że nie czytałam relacji z Cannes. Dzięki Boże za sesję.

Naprawdę wydaje mi się, że w tak krótkich tekstach, których celem jest wydanie opinii, zasygnalizowanie tematyki, rzucenie kilku haseł interpretacyjnych, a przede wszystkim pomoc widzowi - można bez problemu uniknąć opowiadania połowy fabuły. SERIO. No i zawsze można przed spoilerami ostrzec, prawda?

PPS. Paweł Felis zapowiada fabularne zwroty i zagadki, chociaż akapit wcześniej (tak, to był pierwszy akapit tekstu w najważniejszym polskim dzienniku) zdradził jedną z głównych zagadek. Dzięki wielkie.

Mam wrażenie, że fabularne zwroty akcji są zdecydowanie niedoceniane. Oglądanie jako proces pozostaje w cieniu stricte intelektualnej analizy. Może stąd wypływa obojętność recenzentów wobec Widza Naiwnego, kradzież ochów i achów (jak z czasów, kiedy nie było jeszcze Sieci, i Vertigo można było obejrzeć z prawdziwym zawrotem głowy)?

8 września 2011

Sadyzm



Trochę z mojej strony, gdyż film wchodzi do kin dopiero za tydzień, i znajomi już mnie nienawidzą, że widziałam, chwalę się tym i zapowiadam dużo atrakcji.

I trochę ze strony Pedro, tego co tam z boku i poniżej pokazuje jęzor, bo przygotował film przewrotny, bardzo straszny i bardzo zabawny.

Nie będę psuć nikomu zabawy, chcę zobaczyć wasze miny - wy też jej sobie nie psujcie, nie wpisujcie do gugli Tadzio Sobolewski Almodovar Cannes 2011 (z całym szacunkiem dla Sobolewskiego, naprawdę go lubię), ani Skora w ktorej zyje recenzja, ani nic w tym guście. Newsów też nie szukajcie, informacji o pulpie pt. Tarantula autorstwa pana Thierry'ego Jonqueta też nie.

Tutaj możecie obejrzeć sobie klip, który zapowiada Skórę jak dobry trailer. Zróbcie stopklatkę na trzynastej sekundzie. Główna bohaterka, kobieta idealna (w książkowym oryginale - Ewa, tu, jakże sprytnie, Vera), patrzy na ciebie, wie, że się przyglądasz, zresztą za chwilę wyszepcze to do mężczyzny, który ją więzi (masz wrażenie, że mężczyzna przestraszonym wzrokiem spogląda ku tobie, jakby szukając wsparcia). Kino jest podglądactwem, przestań się bronić, koniec usprawiedliwień, że to tylko fikcja. Kino to rzeczywistość. Almodóvar uwodzi tutaj za pośrednictwem kobiety doskonałej. Wpadasz w pułapkę przyjemności.

Przyjemność jest dla mnie sednem tego filmu. Pedro powiedział już wiele na temat społeczeństwa, tożsamości i miłości. Oglądając Skórę, miałam wrażenie, że w tym wypadku społeczeństwo, tożsamość i miłość są jedynie (?) starannie podsuwanymi przynętami, podobnie jak cała intertekstualna sieć czekająca na praktykujących kinofili. Film ma trzy rozdziały. Pierwszy kończy się sceną łóżkową. Trzeci jest najdłuższy i właściwie w pierwszych jego sekundach wiedziałam już, co się będzie działo. Kolejne dwie, trzy minuty - i miałam w głowie cały scenariusz. Wiedziałam, jak chcę ułożyć te puzzle. Miałam swoją listę życzeń. Wszystko się sprawdziło. Nie chciałam być zaskakiwana; chciałam spełnić pewne swoje fantazje o bohaterach i to się udało.

Podobnie, choć jeszcze bardziej perwersyjnie, obszedł się ze mną niedawno Nabokov swoją Adą albo Żarem. Kibicowałam postaciom niesympatycznym, wręcz okrutnym, cieszyłam się z tragedii niewinnych, które zaspokajały potrzebę napięcia, rajcowałam Rajem kochanków, których powinnam nienawidzić. Bo byli piękni, bo się tak pięknie pierdolili. (Jak to u Nabokova, choć oczywiście on jest ponad seks w stylu Henry'ego Millera). Oczywiście Ada jest też opowieścią o budowaniu tzw. fikcji. Ale nic nie wychodzi do czytelnika, jak fikcja flirtująca z nim poprzez obnażanie samej siebie.

Wracajmy do Almodóvara. Skóra, w której żyję, jest jak pozornie niekolizyjny one-night-stand; wybaczcie górnolotne porównania. Nie będziecie po niej płakać jak po równie pięknej, ale wbijającej w serduszko gwoździe Melancholii. Będziecie się dobrze bawić. Mnie na przykład ucieszyło, że w pierwszej minucie filmu Vera tnie sobie skórę obwolutą niedawno u nas wydanej Uciekinierki Alice Munro. (Tak, to brzmi strasznie i ma brzmieć strasznie). Kolega podszepnął mi inspiracje Louise Bourgeois - i rzeczywiście, Almodóvar okazuje się wielbicielem amerykańskiej artystki. Takich tropów jest tu mnóstwo. Wspaniale się ten film ogląda: ostrość kadrów, fantastyczna kompozycja. Patrz. I ciesz się.

Dopiero po jakimś czasie zaciskają się kleszcze refleksyjnego kaca. Byłam podekscytowana happy endem, o którym powiedzieć można łagodnie, że był moralnie wątpliwy. A przecież - wymarzony.

Znakomity film na randkę.
Żartowałam.
Chociaż nie. Wcale nie.

PS. W komciach szczegóły fabuły, nie wchodzić, kto filmu nie widział!

7 września 2011

Radosne spojrzenie dewianta

Witki mi trochę opadły po lekturze wrześniowego Filmu, z duszą też nie najlepiej.
Ech, od razu tam lekturze - ledwo dwa teksty przeczytałam. (Na stojąco, w cuchnącym empiku).
Jeden z nich to Gabinet złych pragnień Magdaleny Nowickiej, który to sprawił, że jakimś cudem nie obczaiłam wywiadu z Ryanem Goslingiem (a pewnie były fajne focie).

Okazało się bowiem, że popularyzacja Laury Malvey pod patronatem Nowych Horyzontów musiała mieć i takie, smutne skutki uboczne:
Feministki też mają z Almodovarem problem. Z jednej strony, bezwstydnie obnaża ciała swoich bohaterek. Laura Mulvey w przełomowym dla feministycznej krytyki filmowej eseju Przyjemność wzrokowa a kino narracyjne pisała o kinie lat 50. i 60., że kobiece bohaterki są podporządkowane męskiemu spojrzeniu, służą zaspokajaniu narcystycznej potrzeby oglądania cudzego ciała, czyli tzw. skopofilii. Wydaje się, że to samo Mulvey mogłaby powiedzieć o filmach Almodovara. Z drugiej strony, w jego dziełach równie często to kobieta z przyjemnością przygląda się sobie samej, a płeć postaci nie ogranicza się do zero-jedynkowego układu: kobieta albo mężczyzna.
Almodovar prezentuje alternatywne wzorce płciowości i seksualności już od pierwszych etiud z lat 70. (zrealizowanych jeszcze na taśmie 8 mm) o znaczących tytułach: Upadek Sodomy, Seks przychodzi, seks odchodzi, Rżnij, rżnij, rżnij mnie, Tim. W jego wizji są hetero- i homoseksualne akty, a nie hetero- lub homoseksualni ludzie. Transseksualność jest tu zarówno sztuką, jak i stylem życia, które są odpowiedzią na współczesną kondycję człowieka - istoty o płynnej tożsamości, wolnej od norm społecznych, ale samotnej.
Zrobiło mi się strasznie przykro.
Jestem feministką i nie mam żadnego problemu z drogim Pedro. Wprost przeciwnie: im dłużej się znamy, tym bardziej jest mi bliższy. Np. niedawno czytałam sobie wywiady wydane przez Świat Literacki, zadręczając biedną Ninio smsami: ooo, tutaj gada jak ty, tutaj jak ja, tutaj jak ty, zboczone dzieci (b)ttw forever. I dalej: wielbicielkami Pedro były/są też dwie pierwsze dziewczyny, które wyoutowały się przede mną jako feministki, udowadniając małej, zielonej, zastraszonej mi, że feministka nie musi być Kingą Dunin, w okularach, w gazecie czy w telewizji. Potem było jeszcze kilka takich dziewczyn. Chłopaków też.

I tak w ogóle to
Laura Mulvey =/= feministki
Hollywood lat 50. =/= Pedro (zdecydowanie, choć on oczywiście kocha złote Hollywood)
pożądanie kobiecego ciała =/= męski szowinizm
ITP.!

No po prostu nie opłaca się przykładać tekstów, które ci nie leżą, do przypadkowego materiału, i jeszcze wyciągać wnioski na temat mimo wszystko dosyć sporej grupy odbiorców. (Okej, na pewno są jakieś Amerykańskie Feministki, które za szowinistyczne uważają zarówno filmy Almodovara, jak i jogurty w mojej lodówce, ale nie o tym przecież mówimy...).

Oczywiście, że w kinie Almodovara jest sporo voyeuryzmu, wszak drogi Pedro jest znanym kinofilem. Skóra, w której żyję, kilka razy cytująca i sprytnie przetwarzająca Kikę, jest tego najlepszym dowodem. Ale na litość boską, przez trzydzieści lat Pedro pokazywał naprawdę dużo ładnego (moje poniższe przykłady wcale nie muszą pokrywać się z waszymi) - i o kim by nie odpowiadał, zawsze była tam fascynacja; zdarzał się lęk, ale nigdy poniżenie.

Późniejsza refleksja Autorki, że no właściwie to nie do końca, bo przecież lesbijki itd., prowokuje więc do gromkiego Thank you, Captain Obvious! Oko kamery hiszpańskiego wariata, zanim zaszczyciło spojrzeniem piersi Eleny Anayi po tunningu (sprawdziłam, oglądając Pokój w Rzymie; romantyczne pierdololo, nie polecam), zaliczyło tak różne cuda, jak młodziutki Banderas w Prawie pożądania czy Bernal i Martinez w scenie basenowej Złego wychowania. Przed sarnimi oczami Penelope Cruz była barczysta Bibi Andersen, w Kice zarówno megakobieca, jak i golusieńka (choć wyrażenie jak ją Pan Bóg stworzył, byłoby w jej przypadku nietrafione).

To nie jest pierdolony patriarchat, to jest oplucie patriarchatu.

Tam w ogóle, kurwa, nie ma męskiego spojrzenia.

To jest SPOJRZENIE DEWIANTA.

Wywróć, ośmiesz, i baw się dobrze. Rozkosz zdrowego sarkazmu. Itp., ITD.!



PS. Byłabym zapomniała: wielkie dzięki dla Ewy za wyróżnienie, komcie i bezustanne kopanie sumienia ;)
PPS. Nie wiem, co Autorka rozumie pod terminem transseksualny, więc może lepiej tego nie dotykać?