5 maja 2012

Sekstelefon

To The Big C, 3 odcinek 3 sezonu; Showtime cały czas na prowadzeniu. Drugi sezon mojego ulubionego serialu o raku miał swoje nieciekawe momenty (obok epizodów bezsprzecznie znakomitych), ale finał i obecny powrót do znakomitej kondycji na dobre przywraca wiarę w scenarzystów, inteligentne dialogi, czułość wobec postaci i cudowne poczucie humoru. Było już kilka produkcji Showtime, które znakomicie broniłyby się jako jeden, zamknięty sezon: Californication (czas pokazał, że byłby to wybór "artystycznie słuszny"), Homeland (jak twórcy poradzą sobie z kontynuacją, przekonamy się jesienią). The Big C mogło skończyć się na finale pierwszego sezonu (kto wie, czy nie mocniejszego od osławionego finału Sześciu stóp pod ziemią). I byłoby zajebiście. Ale Darlene Hunt (twórczyni serialu) i Laura Linney (twarz serialu - i przy okazji producentka) udowadniają, że mają pomysł na kontynuowanie tego osobliwego tańca ze śmiercią. Linney to aktorski skarb, Cathy Jamison to skarb. Jej przeciętny i kochający mąż Paul. Jej najbardziej przeciętny na świecie syn Adam. Szalony brat-ekolog (który ostatnio postanowił się ustabilizować, bierze leki, mieszka pod dachem, pracuje jako woźny i na gejowskim seks-telefonie, sprawiając, że kocham go jeszcze bardziej, niż kiedy nocował na dworzu). ITD.! Rodzinny projekt Showtime trwa w najlepsze.
PS. Na punkcie reprezentacji nowotworów jestem prawdopodobnie jeszcze bardziej pierdolnięta niż w kwestiach jebniętej seksualności.
PPS. #niezapomnianefinaly


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz