5 grudnia 2011

Kimber Henry. Kobieta, która


nie zmieniła się przez te siedem lat Nip/Tucka ani o jotę, choć tak rozpaczliwie, przynajmniej dwa razy na sezon, próbowała zrzucać skórę, by stać się nową, lepszą Kimber Henry, Kimber Henry bez skazy. Była (River Song says: SPOILERS!) modelką, aktorką porno i reżyserką tegoż gatunku; odważną bizneswoman produkującą seks-lalki, będące replikami jej samej (łącznie z pochwą); była ofiarą seryjnego nie-mordercy; uduchowioną scjentolożką; narkomanką; oczywiście kochanką, i nawet dwukrotnie żoną; w końcu matką, bardzo kochającą, choć chyba nieszczególnie rozsądną. Kim nie była? Nie była na pewno mężczyzną, co zdarzyło się kilku innym kobietom w tym serialu, więc nieduża to strata. Ale to tyle.

Piszę o Kimber Henry, bo jest moją ulubioną bohaterką Bez skazy, najbardziej żałosną i nieszczęśliwą. Murphy konstruował swoje postaci mniej więcej tak samo, ale wydaje mi się, że Kimber współczuć najłatwiej, bo jest w największym stopniu ofiarą tego strasznego świata, który jej wkręca to całe plastikowe gówno: prosta dziewczyna z prowincji, która wspina się "na szczyt", niptakowa, odchudzona, bo dzisiejsza, Marylin Monroe (na którą jest zresztą wielokrotnie stylizowana). Najbardziej jaskrawy przykład patologicznej wiary w american dream.

Żerują na nim - i oczywiście padają jego ofiarą - McNamara i Troy, para przyjaciół na śmierć i życie, pan dobry i pan zły, hipokryta i złamas. Tell us, what you don't like about yourself? Jak na serial, którego głównym tematem jest zmiana, w finałowym odcinku trudno naliczyć jakieś zasadnicze przesunięcia względem odcinka pierwszego; w końcowej scenie-klamerce uderza właśnie powtarzalność, oto Troy spotyka w barze podobne z profilu do Kimber blond-dziewczę, które nie pije ani nie je, i zaraz będzie je podrywał na zrobię-ci-lipo; McNamara chce czynić Dobro; Liz jest rozsądną i złośliwą lesbijką; Julia heteroseksualną mężatką; Matt łatwowiernym kutasiątkiem. To wszystko zostało już niby podważone, rozkręcone, zdekonstruowane (no może poza wszechogarniającą tępotą Matta), ale trzyma się, kurwa, hektolitrami zaskorupiałego kleju, frazami z oper mydlanych. Wszyscy wiemy, że te tożsamości gówno są warte. I co z tego.

Tabloidowe kurioza mają w Niptaku ciężar antycznych tragedii. Nie ma zresztą powodu, by rezygnować z dobrze pracujących fabuł.


KIMBER HENRY
2003-2010
starała się.
niech spoczywa w spokoju.

PS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz