30 grudnia 2011

Wdech, wydech!


Napisałam mnóstwo bzdur o Skórze, w której żyję, i z których się wytłumaczę z Nowym Rokiem, w ramach słomianych obiecywanek, że będę, no wiecie - częściej i systematyczniej. Teraz tylko w kilku słowach, w ramach, a jakże, noworocznego optymizmu (#idiotyzmy, #rytuały): cudowność różnicy pomiędzy najnowszym Almodóvarem a Niptakiem polega na tym, że Almodóvar "wierzy w człowieka", czy jak to się tam mówi, chcąc opisać wytrzymałość kogoś, kto chwycił się życia jak tratwy i nie puszcza, chociaż odrąbano mu ręce. Vera przekracza proste tożsamościowe konstrukcje; jest postacią, którą określa po prostu wola przetrwania, pragnienie powrotu do matki. Kluczowa wydaje mi się scena gwałtu, żywcem przepisana z Kiki, o której Almodóvar mówił, że
(...) Kika zaczyna walczyć z Paulem, ale z chwilą gdy on przystawia jej nóż do szyi, ona nagle staje się kobietą praktyczną, stara się go przekonać, że może mu pomóc rozwiązać wiele jego problemów. Nie ma z tego żadnej przyjemności, pozostaje bierna, ale ta scena świadczy o jej optymizmie, symbolizuje siłę, jaką okazują kobiety w sytuacjach trudnych czy wręcz ekstramalnych: Kika i Juana negocjują z gwałcicielem, aby zyskać na czasie. Jest to cecha charakteru, którą bardzo cenię u kobiet, i chciałem ją zaakcentować.
A więc Vera też staje się kobietą praktyczną; na tym polega dojrzewanie u Pedro Almodóvara. Dzieciak zamknięty w klatce dorósł i wie, że jest fajną dupą. Kreuje się więc, czasami na granicy autoparodii, na kobietę, ach!, kobietę. Obraca kliszami. Samo zresztą potraktowanie ciała jako przepustki na wolność jest takowym; cóż, jakoś trzeba. Oczywiście, że jest w tym gorycz; nowe ciało narodziło się z i w bólu. Ale jest też obietnicą rozkoszy (stąd fantazje o butiku!). I proszę zauważyć, tam właściwie nie ma dużej dramy z powodu cielesnych nowości, stare ciało nie jest przedmiotem dyskusji, włosy odrosły, żyjemy dalej! Ciało jest jednocześnie piekielnie ważne - i bardzo przypadkowe. Proszę tylko nie myśleć, że chodzi tu o jakieś wydumane oddzielenie go od jakiejś wyimaginowanej Duszy!

Zagadkowa tożsamość Very źle działa na klepki Doktora. Ale ona sama daje sobie przecież radę, jako podmiot; nie daje się opisać, ale co z tego? Z początku czułam niepokój, dziś ta nieprzewidywalność wydaje mi się zdumiewająco optymistyczna.

Ryan Murphy pewnie uczył się od Almodóvara, tak jak oboje uczyli się od Watersa czy Fassbindera. Tyle że jego bohaterowie, smutni i żałośni, odrzucają możliwość wyjścia poza bycie heteroseksualnym bucem, lesbijką albo kobietą udręczoną.

Więc życzę zarówno Wam, jak i samej sobie, abyśmy w nowym roku, który ponoć ma być ostatnim - byli bardziej jak to cudo w czarnym kostiumie tam na górze, a mniej jak Kimber Henry. I nie ma to nic wspólnego z piersiami. Po prostu nie chcemy skończyć jak te smutasy


prawda? Tyle, jeśli chodzi o powikłania po operacjach plastycznych.

(Chciałam wrzucić klip z Kimber i Troyem do Under my thumb, też z 4 sezonu, ale nie ma na tubie, więc chyba nie ma w ogóle).

PIĘKNEGO KOŃCA ŚWIATA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz