

W odcinku farmerskim jest scena, w której Frankie odpycha na parkiecie chłopaka i dostaje lesbą w twarz. A potem siada na schodkach - aż żal patrzeć. Przychodzi Liv. Liv jest fascynującą postacią - wcielenie przeciętności, jakiej jeszcze w Skins nie było, zero wariowania, plus modelowy przykład nastolatka jako istoty rozpiętej pomiędzy łatwym okrucieństwem a szczerą czułością. W pierwszym odcinku Liv asystowała Mini, wpędzając Frankie w mocną chujozę, dzisiaj siada obok niej na schodku i pociesza. I to się nijak nie gryzie, bo właśnie takie są nastolatki: wczoraj bezmyślne i złośliwe, jutro współczujące, pojutrze znowu wredne, w ciągłym, brudnym pomiędzy. Jak masz szesnaście lat, zmiana frakcji zależeć może od pogody. Liv pyta, czy Frankie lubi chłopaków czy dziewczyny, i że w sumie to im to obojętne, wszystko wporzo. I: nie uwierzyłabyś, gdybym ci opowiedziała conieco o Mini. Frankie wzrusza ramionami, i wzrusza także mnie: mieliśmy bohatera geja, mieliśmy związek dwóch dziewczyn, a teraz mamy homofobię w całej jej złożoności jako część większego projektu, tej binarnej, sztucznej poprawności płci, która uwiera Frankie jako córkę dwóch facetów, jako dziewczynkę w chłopięco-uniseksualnych ciuchach, dziewczynkę towarzyszącą chłopcom, dziewczynkę z krótkimi włosami, dziecko które nie pasuje. Widz wie, że Frankie czuje coś do Matty'ego, czego z oczywistych względów nie może wyznać Liv, ale to tylko wzmacnia przekaz.
I w sumie nie wiem, co jest lepszą rozgłośnią genderowego wykolejenia: Glee czy Skins? Chociaż nie, no przecież: Skins jest brytyjskie. No.
A za tydzień będzie jeszcze ciekawiej, czuję to w kościach.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie mam innej możliwości, więc przepraszam, że piszę tu nie na temat. Na blogu Wiktora Dynarskiego wyraziłaś zainteresowanie publikacją "Przebrani w płeć". Proszę zatem o kontakt: paulina.szkudlarek@uj.edu.pl
OdpowiedzUsuń