2 czerwca 2012

Brak lodów na Paradzie i różowej waty cukrowej też


Wiało mi trochę w uszy, a wianie w uszy zawsze jest przykre; w głowie piszczy, a kaptur zlatuje, i człowiek żałuje, że nie kupił sobie takich kolorowych, włochatych nauszników, jak Mama proponowała. Do tego doszły nudne bity z platform, pod którymi wibrowała jezdnia (i moje wnętrzności też, kiedy tylko znalazłam się za blisko), tak więc nawet nie można było zapytać GDZIE JEST HANIA ani zawyć miłosiernie JARKU DROGI WYJDŹ. W kwestiach muzycznych trochę łapki opadają, niby pop jest nasz, polskiej muzyki też nie brak (może jakoś uhonorować Korę, skoro już maluje Madonny - nie wiem czy już pisałam tutaj na blogu, ale jestem gorącą zwolenniczką włączenia Matki Boskiej w polskie strategie emancypacyjne), a tu nagle na największej imprezie roku najlepszym kawałkiem okazuje się minuta remixu I kissed a girl, czyli naprawdę nie ma do czego podrzeć ryja, okej, poleciała jeszcze Barbra Streisand, ale ona była już wcześniej, na jednym z fajniejszych transparentów marszu. No więc tak to to tak to. W tłumie, który nie śpiewał, bo nie miał do czego, honoru bronili więc kot Simona (nieprzypadkowo z okocionego ramienia KPH), Hello Kitty oraz Muminek z Panną Migotką na nosidełku jakiegoś malucha (jednego z wielu; Fronda ma nad czym ubolewać). Zdaje się, że i Koko Euro Spoko też została/został(o) przez nas przyswojone, ubogacone Homo i uznane za własne. Co było jednym z bardziej politycznych gestów marszu, w którym jechały platformy dwóch ponoć lewicowych partii zasiadających w parlamencie. Butle z gazem na plecach policjantów - widok przez szczelinę dobrego samopoczucia. Jeść mi się chce. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz