14 stycznia 2012

Lisbeth, Lisbeth, Lisbeth

Mam wrażenie, że w przypadku Dziewczyny z tatuażem działa magia nazwiska: Fincher to, Fincher tamto. Cóż - nie każdy reżyser pewnie mógłby sobie na taką obsadę pozwolić, jak również na dwie i pół godziny akcji z wyrokiem R, tyle że są to rzeczy stricte biznesowe i właściwie mało mnie obchodzą. Najnowszy Fincher wcale nie musiałby być Fincherem; kto spodziewał się reżyserskiej zręczności The Social Network, lub nie daj boże zgnilizny Siedem, musi być zawiedziony. Dziewczyna z tatuażem to poprawna ekranizacja książki, której nie lubię, chociaż doceniam jej popularność. Ekranizacja, która niewiele się różni od swej szwedzkiej poprzedniczki (którą, dla odmiany, oglądałam z płonącymi uszami), a jeśli już, to wszelkie przesunięcia świadczą na jej niekorzyść. To perfekcyjnie opanowane rzemiosło, które nie boi się mocnego tematu - tyle że temat został już przecież oswojony sukcesem poprzednich odsłon Millenium, więc nie wiem, czy ta odwaga się liczy.

Powodem, dla którego na pewno do tego filmu wrócę, gdy tylko ukaże się na dvd, jest Rooney Mara: to blade, poczochrane dziecko z błyszczącymi oczami. Pippi Pończoszanka, Rasmus Włóczęga (bez i) oraz Kalle Blomkvist w jednym. Lisbeth, córka złego rozbójnika. Spocona, smarkająca w rękaw, z lodowatym głosem. Kradnie cały film. Salander w interpretacji Noomi Rapace była odważniej nakreślona: twardsza, z brzydkimi rękami, wypalała więcej fajek i trudniej było się z nią zaprzyjaźnić. Na pewno znajdą się głosy, jakoby wersja amerykańska była, poprzez złagodzenie charakteru Lisbeth, bardziej poprawna, czy nawet bardziej heteronormatywna; mnie to nieduże w gruncie rzeczy przesunięcie akcentów nie przeszkadza, z radochą patrzę, jak różne są to postaci. Ale faktem jest, że miałam wrażenie obcowania z opowieścią znacznie mniej polityczną niż w przypadku filmu szwedzkiego; Szwedzi wykopywali własne brudy, Fincher jest obcy. Do tego motyw przemocy, seksizmu, antysemityzmu, skumulowany w głównym śledztwie - pojawia się i znika. Raczej McGuffin niż wątek spajający Millenium, biorący wszystkie, rozsypane tutaj, historie (kurator, dziewczyny), do kupy. Daje to poczucie pewnej niespójności, prowokując do głupich pytań typu a po co. No po to, aby amatorzy piekielnie inteligentnych, chudych dziewczyn z niedużymi cyckami mieli się z kim zaprzyjaźnić. Należę do tych szczęśliwców - ale i tak polecam na początek raczej szwedzką wersję.

2 komentarze:

  1. Ja dalej nie wiem PO CO. Wtedy tez nie wiedzialam:
    1. http://www.youtube.com/watch?v=Ae172ssP6j8
    2. http://www.youtube.com/watch?v=GSEoKDLPyls

    Drodzy Amerykanie, napisy nie gryza! Wytlumaczcie mi ten trend gwalcacy zacny szwedzki klimat.

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo, to dopiero było "po kiego?". paradoksalnie, to jest film stosunkowo dobry jak na rimejk (chociaż to cholerne dziecko chloe moretz - #nienienie), tylko tak smutnie niepotrzebny i bez klimatu, że można się chwytać za głowę. chłopiec o śmiesznym nazwisku całkiem niezły, ale to tyle. żeby było zabawniej, w Szwecji na wymianie widziałam kasety z np. pierwszym Potterem, które nie miały ani dubbingu, ani lektora, tylko NAPISY ^^

    OdpowiedzUsuń